niedziela, 9 lutego 2014
No i wróciliśmy nieco wcześniej z kilku powodów. Po pierwsze odnowienie kontuzji kolana ale i przez skrajnie trudne warunki. Pierwsze kilka dni było bardzo ładnych ale ostatnie dwa były przerażające a wczoraj linia między życiem a śmiercią była za cienka. Wiatr wiejący ponad 180km/h a momentami jeszcze mocniej uniemożliwił prawie marsz. Ten huragan dopadł nas na połoninie Caryńskiej i mieliśmy tylko dwa wyjścia zostać i raczej źle by się to skończyło lub iść. Oczywiście szliśmy ale aby wiatr nas nie porwał musieliśmy wziąć się pod ręce i razem iść. Czyli dopiero waga bliska 200kg umożliwiła nam powolne człapanie do strefy lasu. Gdzie było już bezpiecznie. Trasę którą powinno się pokonać w godzinę szliśmy ponad 4 godziny małymi kroczkami. Sprawy nie ułatwiał też lud zalegający na szlaku. Przez co nasz dzienny dystans wynosił ok 8-10km. a zakładaliśmy 15km. Jednak udało nam się pokonać 90%planowanej trasy. Z racji na kontuzje i złe warunki terenowe i pogodowe zrezygnowaliśmy z ataku na ostatni szczyt-Tarnicę. Ale,żeby nie było,że tylko narzekam Bieszczady to wyjątkowo piękne i majestatyczne oblicze polskiej przyrody. Cały sprzęt się sprawdził więc w najbliższej przyszłości pojawi się wiele nowych wpisów na blogu.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz