Etykiety

niedziela, 23 lutego 2014

Mapa Bieszczad

Jak wiadomo bez mapy ani rusz. Szczególnie jeśli chodzi o wędrówkę w dziczy. W bieszczadach używaliśmy kilku map między innymi Bieszczady mapa topograficzno-turystyczna 1:50 000  którą dostaliśmy od księgarni turystycznej mapnik
 Mapa jak to mapa oddaje położenie i ukształtowanie terenu. Do tego  ma naniesione szlaki ale nie jest to ej najmocniejsza stroną. Są one nieco mało jasno naniesione na mapę i łatwo się w tym galimatiasie pogubić. Niestety niema na nią naniesionych  wiat co moim zdaniem jest bardzo ale to bardzo ważne. I to na tyle jeśli chodzi o  wady bo jej największą zaletą jest jej dokładność jeśli chodzi o ukształtowanie terenu.   Ta mapa z pewnością sprawdzi się świetnie podczas wędrówki na przełaj czy innych wędrówkach w których bardzo ale to bardzo ważna sprawą jest znajomość dokładnie całego ukształtowania terenu.
Poza tym mapa jest w standardzie GPS czyli łatwo i szybko  jesteśmy wstanie odnaleźć się na mapie.



Mapa przedstawia Bieszczady w zakresie od Leska na północy do Ustrzyk Górnych na południu i od Baligrodu na zachodzie po Lutowiska na wschodzie.
  • Ważniejsze miejscowości:
  • Lesko
  • Ustrzyki Górne/Dolne
  • Polańczyk
  • Wetlina
  • Cisna 
  • Solina
Podsumowując fajna mapa ale bardziej jako dodatkowa.

piątek, 21 lutego 2014

Olympus TG-2

Podczas pobytu w bieszczadach używałem tradycyjnie swojej lustrzanki ale i aparatu który na czas trwania II etapu projektu wypożyczyła mi firma Olympus.  Był to model TG-2 czyli aparat do zadań specjalnych. Odporny na upadki,wodę,zgniatanie i wiele innych. Czyli idealny do robienia zdjęć w ekstremalnych warunkach i co ważne można go naprawdę brutalnie traktować. Nie trzeba przejmować się,że gdy nam spadnie to się uszkodzi.  Wytrzymałość sprawdzałem w następujący sposób. Zrzucałem go z wys ok1,5m rzucałem nim po ziemi i parę razy sprzedałem mu lekkiego kopa czyli wytrzyma większość zadań jakim będzie musiał sprostać podczas wyprawy. Co do wodoodporności to nie maiłem okazji sprawdzać jak głęboko da rade ale bez problemu możemy go włożyć do wody i zrobić jakieś zdjęcie. Ja za nużyłem go na jakieś 30cm bu tylko taką głębokość miało źródełko:) Ale ze spokojem można go wykorzystać nawet podczas nurkowania.



Czas przejść do tego co w aparacie najważniejsze czyli zdjęć i filmów. Technologia iHS-12MP sensor BSI CEMOS zapewnia świetny obraz i jakość filmików.   Zdjęcia wychodzą bardzo ładnie jak na tak mały i prosty aparacik. Filmy też są niezłe i nagrywane w jakości Full-HD. Jeśli ktoś byłby zainteresowany bardziej technicznymi danymi może je znaleźć tu
Do tego dochodzi jeszcze jasny obiektyw który umożliwia nam robienie zdjęć w złych warunkach oświetleniowych.
Przejdźmy do najważniejszego czyli łatwości obsługi. Jeśli ktoś miał odczynienia z aparatem cyfrowym to tu na pewno da sobie rade. Czyli w skrócie obsługa jest intuicyjna.
 Poza funkcją aparatu i kamery Olympus TG-2 oferuje nam takie funkcje jak:
  1. kompas
  2. wysokościomierz
  3. GPS
i parę innych bajerów które niekoniecznie działają.
Jak dla mnie najfajniejszym gadżetem TG-2 jest możliwość wybrania filtrów.np.dramatyczny,rybie oko itp. Bardzo fajną sprawa jest automatyczne robienie panoram. Aparat robi 3 zdjęcia i potem składa je w jedno. Ta opcja działa ale nie zawsze gdy fotografowany obiekt jest nieco bardziej skomplikowany jak np.krzaki to panorama często się nie udaje.  Z pewnością jest to aparacik nie do zdarcia i umożliwił robienie zdjęć w naprawdę trudnych warunkach. Czyli idealnie sprawdził się tam gdzie wyjęcie lustrzanki mogło by się dla niej źle skończyć lub gdy nam się po prostu nie chce. Cena tej zabawki to ok 1300zł więc dość sporo jak na mały aparacik ale jakość obrazu jak i jego wytrzymałość sprawiają,że wart jest on swojej ceny.
panorama

filtr dramatyczny

iHS - 12 MP sensora BSI CMOS i procesora obrazu TruePic VI, - See more at: http://www.olympus.pl/site/pl/c/cameras/digital_cameras/tough/tg_2/index.html#sthash.ouMj77kI.dpuf
iHS - 12 MP sensora BSI CMOS i procesora obrazu TruePic VI, - See more at: http://www.olympus.pl/site/pl/c/cameras/digital_cameras/tough/tg_2/index.html#sthash.ouMj77kI.dpuf
iHS - 12 MP sensora BSI CMOS i procesora obrazu TruePic VI, - See more at: http://www.olympus.pl/site/pl/c/cameras/digital_cameras/tough/tg_2/index.html#sthash.ouMj77kI.dpuf

poniedziałek, 17 lutego 2014

MOUNTAIN EQUIPMENT Ultralite Bivi od Karalucha

Nieraz na szlaku spotykają nas trudne warunki i jesteśmy zmuszeni do noclegu w terenie. No ale często nie planujemy noclegu czyli nie mamy nic ze sobą pod czym lub w czym moglibyśmy spać. Wtedy z pomocą przychodzi nam MOUNTAIN EQUIPMENT Ultralite Bivi który dostałem od karalucha do testów.  Jest to coś w rodzaju śpiwora z koca NRC. Czyli zapewnia nam utrzymanie temperatury niezależnie od warunków w jakich jesteśmy zmuszeni do walki o przetrwanie. Dzięki swoim niewielkim rozmiarom i wadze jest idealny jako uzupełnienie apteczki,zestawu survivalowego,czy plecaka ucieczkowego. Oryginalnie spakowany jest tak malutki,że znajdzie się na niego miejsce w każdym najbardziej minimalistycznym bagażu. Jak pisałem zapakowany fabrycznie bo gdy my go rozpakujemy tu już tak mały rozmiar jest ciężko osiągnąć ale producent pomyślał i o tym więc woreczek jest na tyle duży,że bez trudu ciśniemy tam MOUNTAIN EQUIPMENT Ultralite Bivi . Co do wytrzymałości to wydaje się,że jest on bardzo delikatny jednak dzięki zastosowaniu  rip-stop nylon sprawił,że ten śpiworek jest odporny na uszkodzenia(oczywiście do pewnej granicy:-) ) Fajne w nim jest to,że każdy powinien się do niego zmieścić. Ja mam 190cm wzrostu i nie mam problemu aby tam wpełznąć.Co ważne w środku zmieści się też część naszego ekwipunku. Wymiary tego śpiworka to 213 x 91 cm czyli dość sporo a po spakowaniu zaledwie 10x5cm.  Do tego waga zaledwie 108g sprawia,że MOUNTAIN EQUIPMENT Ultralite Bivi jest praktycznie nieodczuwalne w naszym bagażu. A może od niego zależeć nasze życie.
Kolor w jakim jest worek(czerwony/pomarańczowy) zapewnia nam widoczność z dość dużej odległości. Z pewnością może okazać się to pomocne podczas ewentualnej akcji ratunkowej.
 Jest on dużo bardziej wytrzymały niż koc ratunkowy dlatego wart jest on  swojej ceny 89zł. Niektórym może wydawać się to dość dużo ale warto pamiętać,że na zdrowiu i bezpieczeństwu nie warto oszczędzać.
 Z pewnością  worek ratunkowy który dostałem od Karalucha powinien znaleźć się w każdym plecaku niezależnie czy to turystycznym czy ucieczkowym.  Polecam zarówno MOUNTAIN EQUIPMENT Ultralite Bivi jak i samego Karalucha.

sobota, 15 lutego 2014

Timex Intelligent Quartz® Altimeter

Zegarek to według mnie nieodłączna część garderoby czy jak kto woli sprzętu zabieranego w teren. A zegarków na rynku jest tyle,że ciężko znaleźć coś dobrego w przystępnej cenie który wytrzyma brutalne traktowanie,ułatwi przetrwanie/nawigacje no i przede wszystkim będzie fajnie wyglądał. Używałem najróżniejszych zegarków ale ostatnio w moje ręce wpadł Timex Intelligent Quartz® Altimeter   Potężny zegarek z serii EXPEDITITION.  Z pewnością nie jest to zegarek ultra-light ale dzięki temu jest bardzo wytrzymały.  Poza tym,że pełni funkcje zegarka to ma jeszcze jedną dodatkową funkcje wysokościomierz. Który pokazuje aktualną wysokość ale i potrafi pokazać najwyższą i najniższą na jakiej byliśmy. Ale aby to sprawnie działało należy codziennie skalować go. A to dlatego,że ten wysokościomierz działa na zasadzie barometru który zmienia się ze względu na ciśnienie. Dlatego jeśli wieczorem byliśmy na 1000m.n.p.m a w nocy zmieniło się ciśnienie możemy być kilkaset metrów wyżej lub niżej. Ale to nie jest problemem.  Bardzo ale to bardzo przydatną rzeczą jest podświetlenie tarczy. Dzięki temu nie musimy odpalać czołówki żeby zobaczyć która jest godzina. A światło to nie rozprasza wzroku przyzwyczajonego do mroku nocy.  Jak już jestem przy tarczy to jest ona dość zagmatwana ale starczy się przyzwyczaić.  Zagmatwanie to polega na mnóstwie wskazówek których trzeba się nauczyć która do czego służy. Jednak ta umiejętność przychodzi już po chwili w przypadku bystrzaków a na drugi  dzień w przypadku tych mniej bystrych:)
  Mimo swojej dość sporej wadze zegarek nie męczy ręki a pasek bardzo ładnie trzyma zegarek na miejscu. Pasek jest gumowy i dość mocny aby nie martwić się,że zgubimy zegarek. Pasek ma żółty kolor i gdy do mnie przyszedł był bardzo jasny a dziś po dość długim czasie stał się bardziej matowy.

Poza tym,że zegarek jest masywny dzięki czemu może sprostać wyzwaniom najtrudniejszych  wypraw to jest on wodoodporny do 100m. Czyli swobodnie możemy pływać nurkować i skakać do wody.  Jedyna rzecz która może odstraszyć leśnych ludzi od tego TIMEXA to cena bo to wydatek rzędu 700zł ale jeśli ktoś chce mieć dobry zegarek który będzie się jeszcze ładnie prezentował i służył przez lata warto o takim pomyśleć.

Wyróżnione funkcje:
  1.  Datownik
  2. podświetlenie
  3. wodoodporność do 100m
  4. wysokościomierz
  5. zakres wysokościomierza od -120do 7600m.n.p.m



Wyróżnione funkcje:
  • Datownik
  • Podświetlenie tarczy INDIGLO® z trybem nocnym Night-Mode
  • Precyzyjny cyfrowy sensor wysokości z analogowym wskazaniem
  • Pamięć wysokości minimalnej i maksymalnej
  • Zakres działania wysokościomierza od -120 do 7600 metrów
- See more at: http://www.timex.pl/watches/intelligent-quartz-altimeter-t2n730za#sthash.yGvWyCd6.dpuf
Wyróżnione funkcje:
  • Datownik
  • Podświetlenie tarczy INDIGLO® z trybem nocnym Night-Mode
  • Precyzyjny cyfrowy sensor wysokości z analogowym wskazaniem
  • Pamięć wysokości minimalnej i maksymalnej
  • Zakres działania wysokościomierza od -120 do 7600 metrów
- See more at: http://www.timex.pl/watches/intelligent-quartz-altimeter-t2n730za#sthash.yGvWyCd6.dpuf
Wyróżnione funkcje:
  • Datownik
  • Podświetlenie tarczy INDIGLO® z trybem nocnym Night-Mode
  • Precyzyjny cyfrowy sensor wysokości z analogowym wskazaniem
  • Pamięć wysokości minimalnej i maksymalnej
  • Zakres działania wysokościomierza od -120 do 7600 metrów
- See more at: http://www.timex.pl/watches/intelligent-quartz-altimeter-t2n730za#sthash.yGvWyCd6.dpuf
Wyróżnione funkcje:
  • Datownik
  • Podświetlenie tarczy INDIGLO® z trybem nocnym Night-Mode
  • Precyzyjny cyfrowy sensor wysokości z analogowym wskazaniem
  • Pamięć wysokości minimalnej i maksymalnej
  • Zakres działania wysokościomierza od -120 do 7600 metrów
- See more at: http://www.timex.pl/watches/intelligent-quartz-altimeter-t2n730za#sthash.yGvWyCd6.dpuf
Wyróżnione funkcje:
  • Datownik
  • Podświetlenie tarczy INDIGLO® z trybem nocnym Night-Mode
  • Precyzyjny cyfrowy sensor wysokości z analogowym wskazaniem
  • Pamięć wysokości minimalnej i maksymalnej
  • Zakres działania wysokościomierza od -120 do 7600 metrów
- See more at: http://www.timex.pl/watches/intelligent-quartz-altimeter-t2n730za#sthash.yGvWyCd6.dpuf
Intelligent Quartz® Altimeter
Intelligent Quartz® Altimeter

piątek, 14 lutego 2014

Plecak Berghaus Torridon 65

Jak wiadomo plecak to zaraz po butach najważniejsza rzecz jaką zabieramy w teren. A ze znalezieniem plecaka który będzie spełniał większość naszych potrzeb jest tak samo trudne jak znalezienie noża idealnego.   Ale ja znalazłem chyba plecak idealny spełniający 90% moich założeń dotyczących wora który będę targał przez ileś godzin dziennie. Jest to plecak Berghaus Torridon 65 który dostałem do testów od tejże firmy.
Plecak ma 65L co moim zdaniem jest idealną opcją na 90% wędrówek o każdej porze roku. Oczywiście im więcej jedzenia i im więcej sprzętu bierzemy tym trudniej będzie nam się spakować w teren. Ale mi udało się spakować na tydzień w Bieszczady z wielkim zimowym śpiworem i cała masą innego szpeju. Oczywiście śpiwór i karimata musiały być przytroczone na zewnątrz ale to wbrew pozorom nie stanowiło wielkiego problemu.   W komorze głównej znajduje się przegroda na bukłak która z pewnością  znajdzie uznanie u zwolenników systemu hydracyjnego. Do komory głównej mamy dojście od góry i od dołu gdzie jest komora na śpiwór którą możemy odpiąć i w ten sposób stworzyć jedna wielką komorę główną.  Dodatkowo plecak ma dwie kieszenie siateczkowe po bokach które są naprawdę obszerne gdzie można by wcisnąć manierkę US. Do tego jeszcze mamy dwie duże kieszenie zamykane na zamek gdzie ze spokojem możemy włożyć tam litrowy termos,mała maczetę czy inny podobnych rozmiarów przedmiot. No i co najważniejsze niema ryzyka zgubienia. Do tego mamy jeszcze kieszeń w kapturze która wydaje się dość mała ale wbrew pozorom jest dość obszerna. Dużo miejsca w niej zajmuje pokrowiec przeciwdeszczowy w który  plecak jest wyposażony oryginalnie. I co do pokrowca jest to chyba jedyny który jest naprawdę ładnie odrobiony i chroni przed deszczem no i co najważniejsze jest wstanie osłonic wyładowany na max plecak.

 Na kapturze są oczka przez które możemy przeciągnąć gumkę dzięki czemu zyskujemy dodatkowe miejsce do przytroczenia kurtki czy panelu słonecznego.  Faktycznie do troczenia mamy tylko paki kompresyjne na dole ale są one wystarczające do przytroczenia śpiwora. Chyba,że jest on wyjątkowo duży ale tu starczy trochę pokombinować i niema najmniejszego problemu z przytroczeniem czegoś. Dodatkowo jest możliwość podczepienia np.karimaty za pomocą dodatkowego troka na plecach. Ale to rozwiązanie pogarsza nieco komfort noszenia a to dlatego,że  mocno odchyla środek ciężkości od pleców w efekcie czego nieco ciągnie w tył. Ale w razie potrzeby mamy taka możliwość. Co do komfortu noszenia to jest bardzo ale to bardzo dobrze. Oczywiście zanim go dopasowałem do siebie minęło kilka dni ale gdy to już się udało pas biodrowy idealnie działa a szelki również dobrze trzymają się ramion. Co najważniejsze wszystkie pasy są wyjątkowo grube,szerokie i miękkie jak na plecak o pojemności 65L.  System nośny jest dość prosty bo cała regulacja polega na przesunięciu w górę lub dół górnej części systemu. I zabezpieczenie go rzepem.Proste,genialne i niezawodne. Czyli idealne dla dla leśnego ludka.
Mój jest akurat czerwony więc może mało leśny ale do wyboru mamy jeszcze szary/czarny i bliżej nie określony dla gatunku męskiego kolor:)

Na pasie biodrowym jest coś jak szlufka gdzie można włżyć nóż

 Co do wytrzymałości. To jest to naprawdę pancerny plecak.  Nie boi się brutalnego traktowania a na dowód tego mogę podać to,że podczas wichury wszystkie paski się poluzowały a szwy tam gdzie była przytroczona karimata były napięte do granic możliwości ale mimo to po zejściu wszystkie wróciły do pierwotnego kształtu. Wszystkie klamry są też bardzo wytrzymałe i łatwe w regulacji nawet jak mamy rękawice. Materiał z którego jest uszyty Berghaus Torridon 65   to Esdura 600D czyli coś jak cordura.  Jest on bardzo wytrzymały,wodoodporny. Wprawdzie namókł ale nie przeciekł. Ale mimo to piasek który był niesiony przez wiatr(ok200km/h) wbił się w strukturę tego materiału i raczej tak łatwo nie zniknie.
Podsumowując Berghaus Torridon 65 to bardzo fajny,wytrzymały plecak w przystępnej cenie który sprawdzi się podczas większości wędrówek czy to górskich, nizinnych czy nawet podczas zwykłej podróży stopem lub innymi środkami transportu. Jedyną rzecz którą mógłby jeszcze  mieć to paski kompresyjne po bokach ale wtedy kieszenie straciły by na funkcjonalności. Z czystym sumieniem mogę polecić Berghaus Torridon 65.




Dane techniczne:
Materiał: Esdura 600D
Pojemność: 65l
Waga: ok.. 1,8kg
Wymiary: 77cm x 42cm x 28cm
- regulowany system nośny
- regulowany odpinany pas piersiowy
- paski napięciowe
- możliwość dzielenia komory głównej,
- kieszonka w klapie głównej
- kompatybilny system H2O
- kieszeń na sakwę z wodą
- paski kompresyjne w dole plecaka
- troki na klapie przedniej
- komin zamykany ściągaczem
- pasi biodrowy ze szlufkami
                                                                - troki na kijki

czwartek, 13 lutego 2014

Polar hybryda softshell.pl

Podczas tego etapu projektu używaliśmy polarów które powstały na skutek wspólnych pomysłów moich i firmy softshell.pl.  Jest to na razie prototyp więc jeszcze są w nim rzeczy które ulegną zmianie. Czyli  wersja finalna będzie już dostosowane do wiecznej służbie każdemu leśnemu ludkowi.
 Co ciekawe jest to lekka hybryda. Czyli ma w sobie właściwości polaru takie jak oddychalność,czas schnięcia itp. Ale i ma też właściwości softshella. Czyli nie przewiewa  i  jest wodoodporny do pewnego momentu. Co ciekawe polar ten dał rade na wietrze o sile ponad 170km/h i nie przewiał. Do tego gdy nabierałem wody ze źródełka przez przypadek włożyłem rękaw do wody i co. Był on po 30min suchutki.  A podczas mżawki tylko lekko namaka ale woda nie dotarła do ciała. Oczywiście był to tylko lekki deszczyk a nie ulewa ale to i tak lepiej niż większość polarów. Co do wzmocnień na barkach i na rękawach jest to wyjątkowo mocny materiał który na początku wydawał się bardzo sztywny ale już po chwili noszenia stał się elastyczny. Co najważniejsze umożliwia nam on  bardzo brutalne i ostre przedzieranie się przez krzaki czy czołganie się po kamieniach. Bardzo przydatne są te wzmocnienia podczas wczołgiwania się do jaskiń czy rożnych dziur.
Również super rzeczą jest tu wentylacja pod pachami. Nigdy wcześniej nie miałem takiego rozwiązania  w polarze ale jedno jest pewne jest to nie zbędne. Szczególnie,że polar jest wyjątkowo ciepły a momentami aż za ciepły:)
 Również fajnym rozwiązaniem w tej hybrydzie są pętelki z paracordu  przyszyte na klatce piersiowej do których możemy podczepić nóż,czołówkę,aparat czy co kto lubi.
Kieszenie główne są duże,mocne i pomieszczą wszystko co jest niezbędne. Te na ramionach potrzebują dopracowania ale w wersji finalnej będą obszerne,mocne i funkcjonalne.
Jak widzicie polarek zapowiada się dość ciekawie. Poczekajcie na produkt finalny:)

środa, 12 lutego 2014

Helikon-Tex ECWCS Pants Gen II test

Spodnie Helikon-Tex ECWCS Pants Gen II to wspaniała sprawa. Jedne z najlepszych spodni jakie miałem. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć,że  umożliwiły nam wędrówkę przy skrajnie silnym wietrze.  A to że wytrzymały takie warunki jest dowodem na jakość wykonania tych spodni.  Bardzo wygodne nie krępujące ruchów idealnie sprawdzają się podczas intensywniejszego przedzierania się przez gąszcz czy marsz po dużej stromiźnie. Co ciekawe jak na spodnie membranowe są wyjątkowo odporne na uszkodzenia. Można bez obaw klękać na kamieniach,przedzierać się przez zarośla a im nic się nie dzieje.  Co do oddychalności to jest naprawdę nieźle. Przy temperaturach powyżej 0*C i na podejściu czyli  w miejscu gdzie ilość wydalanego ciepła i wilgoci jest naprawdę duża tu niema nadzwyczajnego problemu z odprowadzaniem tych rzeczy.  A gdy odepnie się zamki przy nogawkach i rozporek wentylacja staje się prawie,że idealna.   Kieszenie typu kargo są bardzo pojemne i niema obawy że coś nam z nich wypadnie. Ze pokojem włożymy tam łapawice,mapę a nawet na upartego wejdzie manierka. Co do wiatroszczelnosci to jedno jest pewne Helikon-Tex ECWCS Pants Gen II są w 100 % wiatroszczelne. To co miały okazje przeżyć jest dowodem na wyjątkową dbałość przy produkcji tychże spodni. Wiatr niema możliwości dostania się do wnętrza chyba,że przez zamek w nogawkach czy rozporku. Co do odporności na wodę to mimo testu w zimowych warunkach miały deszcz i świetnie się sprawdziły. Woda ładnie po nich spływała i nie wsiąkają w materiał tak jak bywa w dużej części odzieży membranowej.  Raz jak nabierałem wodę ze źródełka i nieumyślnie klęczałem w wodzie nic nie przeciekło. ani nie namokło.Wstałem woda ściekła i nie było problemu.   Gdy zima jest normalna to pod spód starczy włożyć jakieś spodnie z syntetyczna ocieploną i nawet przy bardzo niskich temperaturach nie powinniśmy zmarznąć. A przy wyższych starczą kalesonki i szybko w teren.   Podsumowując spodnie Helikon-Tex  są świetną opcja jako spodnie główne zimą lub jako wierzchnia warstwa  zakładana ana zwykłe spodnie chroniąca przed wiatrem czy deszczem.   Jest tylko jedna mała wada. Czasami szeleszczą ale starczy,że trochę złapią wilgoci lub się rozgrzeją i problem ten znika. Więc jeśli ktoś szuka spodni na złą aurę to Helikon-Tex ECWCS Pants Gen II jest idealną opcją. W przystępnej cenie i świetnie wykonanej.

 


wtorek, 11 lutego 2014

II etap projektu-relacja

Mówi się,że Bieszczady to ostatnia granica. Miejsce gdzie natura i cywilizacja przeplatają się. Więc nic dziwnego,że II etap projektu musiał odbyć się właśnie tam.  Założenia były dość skromne przynajmniej tak nam się wydawało. Ale jak to zwykle bywa natura potrafi zweryfikować najśmielsze plany. Już na samym początku Bieszczady pokazały na co je stać. Podejście z Ustrzyk Górnych na Wielką Rawkę było mordęgą. Nie dość,że temperatury bynajmniej niezimowe bo kilka w plusie,ciężkie plecaki, duże nachylenie stoku i do tego szlak pokryty lodem.  Gdy już udało nam się wejść prawie pod szczyt szlak stał się tak trudny,że żałowałem,że nie mam ze sobą raków i czekana. Ale po jeszcze chwili  napierania stanęliśmy na szczycie. Gdzie wiał dość silny wiatr bo nieco ponad 60km/h. Gdy ju zdobyliśmy Rawkę zaczęło się ściemniać wiec zeszliśmy nieco niżej w kierunku Małej Rawki i kilka metrów od szlaku zalegliśmy w niskim lasku bukowym. Rano  pobudka szybkie śniadanko i dalej w drogę wzdłuż granicy z Ukrainą i  Słowacją. Tam nic

specjalnego się nie wydarzyło,no może poza wspaniałą pogodą i mnóstwem tropów. Ich ilość była aż przytłaczająca a co ciekawe nie tylko sarenek ale przede wszystkim wilków,żubrów,ryci no i oczywiście największego pluszaka polski czyli Miśka.  Niestety i na tym odcinku naszej trasy ilość ostrych podejść i zejść po oblodzonym szlaku tak nas spowolniła,że musieliśmy zalec w lesie po Słowackiej stronie po przejściu niecałych 10km. Kolejnego dnia już po 40minutach żałowaliśmy,że dzień wcześniej nie poszliśmy nieco dalej bo moglibyśmy spać w wiacie i mieć wodę ze źródełka a nie topić zleżały śnieg przez 3godziny. No ale co cie nie zabije to cie wzmocni wymieniliśmy wodę ze śniegu na pyszną wodę źródlana. Obok wiaty spotkaliśmy jedynych ludzi w tej części Bieszczad a mianowicie Policjantów Słowackich. Wypytali się o wszystko i pojechali dalej. My też ruszylismy w dalsza drogę gdzie po drodze zobaczyliśmy ślady miśków dużego o i małego. Nie zważając na to idziemy dalej po oblodzonym szlaku chociaż w miejscach gdzie operowało słońce szliśmy po błotku. Niestety i tego dnia nie udało nam się zrobić zbyt długiego dystansu. I gdy doszliśmy do wiaty stwierdziliśmy,że niema sensu dalej napierać i tu spędziliśmy noc. Fajne w tym miejscu było kilka rzeczy. Po pierwsze widoki i mnóstwo tropów wilków dosłownie kilka metrów od naszego noclegu.  Rano  wszystkie ślady były zawiane ale było tez kilka świeżych jedno wielkiego wilka i nieco dalej rysia. Po śniadaniu w dalsza drogę w kierunku Rawiej Skały. I tu musieliśmy stwierdzić czy napieramy dalej wzdłuż granicy czy przechodzimy na połoninę Wetlińską. Po przerwie na batonik i przemyśleniu sprawy stwierdzamy iść na połoninę. Na tym odcinku szlaku dominował śnieg a nie lód ale to tylko przez pewien czas. Bo oczywiście nie mogło się obyć bez kilku upadków i nabrania śniegu do spodni. Dokładnie szlakiem wędrował też misiek ale nie udało nam się go zobaczyć ale sądząc po śladach szedł kilka godzin przed nami ale fleja zostawił po sobie minę na szlaku:) Nasz szlak wiódł przez Wetlinę bardzo przyjemną i pięknie położoną miejscowość z której rozpościera się spaniały widok na szczyty Bieszczad. Ale poza widokami mieliśmy okazje podziwiać i wysłuchać kilka Historii jednego z Bieszczadzkich zakapiorów Hendriksa. Wspaniały człowiek szkoda,że czas nas popędzał i po krótkim postoju musieliśmy ruszyć dalej.  A tu szlak był nie dość,że miejscami oblodzony to tam gdzie nie było lodu było błoto. Ale i to niewiele dalej zamieniło się tylko w lód więc ten nocleg spędziliśmy w wiacie przy szlaku. Ten dzień był ostatnim dniem w którym pogoda była ładna i bezpieczna. Następnego dnia rano zaczął padać śnieg i naszła mgła do tego doszedł wiatr ale to był na razie przedsmak piekła które nas czekało. Puki co szlak wiódł przez las więc tu jeszcze  nie odczuwało się wiatru ale gdy wyszliśmy na otwarty tern  zaczęło nieco mocniej dmuchać. No  ale nic na to nie poradzimy i kierowaliśmy się na Chatkę Puchatka. Legendarne schronisko ze wspaniałym klimatem który tworzą turyści ale przede wszystkim opiekun tego schronisk Pan Lutek.  Wprawdzie warunki w schronisku są spartańskie a jedyne jedzenie jakie można było zamówić to fasolka  ale w tym miejscu nawet takie jedzenie smakuje wytwornie. Wieczorem wilki zaczęły nawoływać się na polowanie. A ten wspaniały dźwięk jaki wydobywa się z tych myśliwych jest hipnotyzujący i podniecający. No i jest to zupełnie inny dźwięk jak ten znany z programów przyrodniczych.
Rano wczesna pobudka bo czeka nas ciężka przeprawa.  Gdy zeszliśmy do sali głównej i zaczęliśmy się pakować i robić śniadanie. Wielkie zaskoczenie. Jeden z Turystów poznanych w Puchatku okazał się księdzem i odprawił msze. Nie będę ukrywał,że zaskoczyło mnie to zupełnie ale jak można się jakoś zabezpieczyć przed niebezpieczeństwem to warto. Więc wzięliśmy udział we mszy i może to nas uratowało. Po mszy i śniadaniu ruszylismy dalej w kierunku Połoniny Caryńskiej. Szlak dalej oblodzony do tego wiatr i lekki opad mokrego śniegu. Ale puki schodziliśmy było nie najgorzej ale gdy zaczęliśmy zdobywać wysokość wchodząc już na połoninę zaczęło robić się niewesoło. Kilka gleb i na lód i kamienie ale to jeszcze było małe piwo z tym co miało nas czekać na samej górze. Wiatr wiał ponad 170km/h ale to jeszcze nie było takie straszne. Dopiero w połowie trasy zaczęło robić się naprawdę źle. Wiatr musiał mieć ponad 200km/h skoro był wstanie podnieść i przesunąć 100kg metr w bok a mnie podniósł ustawił w poziomie i rzucił na krzaki i kamienie. Gdzie dała o sobie znać kontuzja kolana. Ale ilość adrenaliny zblokowała ból. Więc dalej szliśmy ale w pewnym momencie nie dało się już zrobić nawet kroku a wiatr robił z nami co chciał. Wszystkie paski w plecaku się poluzowały. Cudem było,że nic co było przytroczone do plecaka się nie oderwało. A gdy skierowało się twarz w stronę wiatru nie dało się oddychać. Aby stamtąd zejść musieliśmy chwycić się pod pachy i krok po kroku iść ku strefie lasu gdzie powinno być bezpiecznie. Odcinek który powinniśmy pokonać w nieco ponad godzinę szliśmy ponad 4. A każda minuta wydawała się wiecznością.  Chyba warto było uczestniczyć w tej mszy:)

W końcu udało się nam zejść z połoniny i wejść w las gdzie zaczął padać deszcz a mgła była tak gęsta,że trudno było zobaczyć coś więcej niż drzewo oddalone o 20m od nas. Po drodze było widać,że wiatr złamał kilka drzew ale na szczęście żadne nie spadło na szlak. Planowaliśmy spędzić nocleg w wiacie już niedaleko Ustrzyk Górnych. Ale wiata okazała się  niezbyt miła do zamieszkania bo cała zaśmiecona zasikana itp. Nie mieliśmy też ochoty spać pod tarpem bo nie dość,że ta wichura nas wymęczyła to późniejszy deszcz zdrowo nas przemoczył. Dlatego stwierdziliśmy,że zejdziemy do Ustrzyk i tam przekimamy się w schronisku. Oczywiście schronisko było zamknięte.  Po drodze jeszcze zgarnęła nas straż graniczna wiec marsz do innej wiaty leżącej na szlaku biegnącym na Tarnicę byliśmy zmuszeni do noclegu w motelu.  I to właśnie tam dał znać o sobie kontuzja. Więc i tam musiał się zakończyć II etap projektu.  Chcieliśmy zaliczyć jeszcze Tarnicę ale ze względu na kontuzje i złe warunki pogodowe jaki i terenowe postanowiliśmy wrócić. Następnego dnia zaliczyliśmy jeszcze małą nie wymagającą pętelkę nad Soliną. Gdzie utonkaliśmy się w Błocie:)
Podsumowując wyprawa w Bieszczady dała nam solidnie w kość. Góry pokazały nam na co je stać i z pewnoscią dały niezły sprawdzian nam i sprzętowi który sprawdził się wyśmienicie.  Bardzo dziękuje wszystkim którzy nam kibicowali jak i oczywiście Sponsorom projektu. Bez których było by ciężko.
Teraz czas na przygotowania do trzeciego etapu czyli spłynięcia Wisłą. Ten etap odbędzie się w lipcu lub sierpniu tego roku.
WIĘCEJ ZDJĘĆ:




poniedziałek, 10 lutego 2014

II ETAP PROJEKTU. FILM


Niedługo relacja a na razie filmik z II etapu projektu INTO THE WILD-Polska.              
                   

niedziela, 9 lutego 2014

No i wróciliśmy nieco wcześniej z kilku powodów. Po pierwsze odnowienie kontuzji kolana ale i przez skrajnie trudne warunki. Pierwsze kilka dni było bardzo ładnych ale ostatnie dwa były przerażające a wczoraj linia między życiem a śmiercią była za cienka.  Wiatr wiejący ponad 180km/h  a momentami jeszcze mocniej uniemożliwił prawie marsz.  Ten huragan dopadł nas na połoninie Caryńskiej i mieliśmy tylko dwa wyjścia zostać i raczej źle by się to skończyło lub iść. Oczywiście szliśmy ale aby wiatr nas nie porwał musieliśmy wziąć się pod ręce i razem iść. Czyli dopiero waga bliska 200kg umożliwiła nam  powolne człapanie do strefy lasu. Gdzie było już bezpiecznie.  Trasę którą powinno się pokonać  w godzinę szliśmy ponad 4 godziny małymi kroczkami. Sprawy nie ułatwiał też lud zalegający na szlaku. Przez co nasz dzienny dystans wynosił ok 8-10km. a zakładaliśmy 15km. Jednak udało nam się pokonać 90%planowanej trasy. Z racji na kontuzje i złe warunki terenowe i pogodowe zrezygnowaliśmy z ataku na ostatni szczyt-Tarnicę. Ale,żeby nie było,że tylko narzekam Bieszczady to wyjątkowo piękne i majestatyczne oblicze polskiej przyrody. Cały sprzęt się sprawdził więc w najbliższej przyszłości pojawi się wiele nowych wpisów na blogu.

sobota, 1 lutego 2014

II ETAP PROJKETY INTO THE WILD-POLSA

Już za kilka godzin rusza II etap.  Wyjeżdżamy z Poznania koło 17,00 tak aby być w Ustrzykach Górnych ok 9/10 rano w niedziele.
Niestety zima w tym roku jest naprawdę dziwna. Czyli wysokie temperatury, mało śniegu.  Zmusiło to nas do rezygnacji z brania nart. Pokrywa śniegu  według informacji jakie udało się zdobyć pokrywa śniegu to 15-16cm i to w miejscach nawianych  a  w niektórych to śnieg leży w płatach. Z tej sytuacji wynika tylko jedna zaleta-brak zagrożenia lawinowego.
 Kolejną sprawą której się nie spodziewaliśmy to to,że miśki jeszcze nie poszły spać. Więc będzie trzeba uważać z przygotowywaniem posiłków i miejsc biwakowych.  Chociaż tak po cichu chciałbym zobaczyć jakiegoś miśka. Kolejny drapieżnik jakiego możemy zobaczyć to wilk-moim zdaniem najpiękniejszy zwierz na świecie. Do tego dochodzą rysie. Ale zobaczenie ich jest prawie,że niemożliwe. No i jeszcze polskie bizony czyli żubry.  Jak widać Bieszczady to prawdziwy dziki zachód a właściwie to wschód.

Również system noclegowy wielokrotnie ulegał zmianom. Na początku miał by  namiot,potem hamak, ale ostatecznie dla zminimalizowania wagi i objętości plecaków będziemy spali pod trapem. Jest to najlżejszy i najmniejszy system na w miarę komfortową nockę.
Co do pogody to mamy szanse na fantastyczne widoki bo przez prawie cały nasz pobyt w Bieszczadach(2-12luty) w górach ma świecić słoneczko i być nieco poniżej zera, najmniej spadnie do -13*C. 
Natomiast jeśli chodzi o jedzenie to mamy bardzo skromne zapasy.Czyli z pewnością jak wrócimy to będziemy jeść za 3 albo i więcej. Na dzień przypadnie ok.2500-3000kcl na osobę czyli dość mało jak na taki wysiłek. Ale więcej nie jesteśmy wstanie nieść.
Będziemy jedli liofilizowaną żywność na obiadokolacje, na śniadanie musli, w trakcie wędrówki 2 batony na dzień dla jednej osoby  i paczka M&M`s na dwóch.
Trasa którą mamy pokonać to ok.140km w 10 dni. Nie jest to jakiś ekstremalny dystans bo na dzień wychodzi 14km ale to jest opcja minimum. Jak się uda to spróbujemy znacznie wydłużyć tę trasę.
Czyli jak widać będzie to dość ekstremalny wypad w jeden z najdzikszych zakątków naszego pięknego kraju.  Z pewnością po powrocie pojawi się wiele testów i opisów sprzętu itp.
Więc trzymajcie kciuki w życzcie powodzenia:)
orientacyjny plan trasy która mamy do pokonania.