Etykiety

wtorek, 31 grudnia 2013

Trening przed II ETAPEM PROJEKTU into the wild-Polska


Wyjazd ten miał ostatecznie sprawdzić co bierzemy ze sobą co trzeba wyrzucić i zmienić. Niestety z powodu kiepskiej pokrywy śnieżnej musieliśmy zostawić narty w domu. Ryzyko zniszczenia ślizgów było tak duże,że wręcz nieopłacalne a perspektywa wniesienia nart na plecach   kilometrów w  górę nie jest zbyt miła.
Ale zacznijmy od początku.  Już na samym początku zaczęły się przygody. z tym co zabrać itp. ale z tym szybko się uporaliśmy i w drogę.  Potem w czasie jazdy zatrzymała nas policja do kontroli i życzyli miłej wyprawy:)
Gdy dojechaliśmy do Świeradowa było jeszcze ciemno ale bardzo ciepło jak na  grudzień bo prawie 10*C!! Szybko zakładamy plecaki i na szlak. Już po kilkuset metrach musiałem rozebrać się do koszulki termicznej bo jeszcze chwila i bym wyparował.  Dopiero gdy przeszliśmy niebieskim szlakiem  koło źródła Adamsa do asfaltu pojawił się śnieg. Tam  można było już zdjąć plecak i rzucić go na pulki. Konkretnie to zwykle dziecięce sanki  które są świetną alternatywą dla  profesjonalnych pulek.  Stamtąd już ciągnąc nasze tobogany i przy zielonej budce przepakowujemy cały sprzęt z plecaków do toreb aby mieć łatwiejszy dostęp do wszystkiego na sankach. Po przepakowaniu ruszamy dalej w stronę hali Izerskiej gdzie było bardzo mało śniegu a właściwie to głównie był lód albo asfalt. Jednak zanim dotarliśmy do Hali mięliśmy dość strome zejście gdzie dało się zjechać na sankach oszczędzając dużo czasu i energii ale przede wszystkim to świetna zabawa.   Koło schroniska  musieliśmy ciągnąć sanki po trawie  potem po moście  dalej po kamieniach. I dalej już po wodzie,lodzie i śniegu. Czyli jak widzicie dość ekstremalnie. Po kilku godzinach dotarliśmy do chatki Tomaszka gdzie  mieliśmy zrobić obóz. 
Podczas tego wyjazdu zamierzaliśmy sprawdzić czy hamak jest dobrą alternatywą dla namiotu w warunkach zimowych. I okazało się,że nie jest. A na pewno nasze hamaki się do tego nie nadają. Problem z dobrym napięciem, pełno cienkich linek i marznące dłonie niebyły zbytnio zachęcające do stosowania tego patentu przy jeszcze niższych temperaturach.


Na kolacje zjedliśmy  wigilijny bigos a potem poszliśmy spać. Do 24 drzemałem bo źle mi się napiął hamak. Ale o północy już musiałem coś z tym zrobić i poprawiłem w miarę możliwości napięcie.  Noc była spokojna i rano  zjedliśmy śniadanie, zwinęliśmy obozowisko -zajęło to nam ponad godzinę. Pogadaliśmy z Gospodarzem Chatki- Zbyszkiem i o 12 ruszyliśmy dalej. Po 2 godzinach postanowiliśmy poszukać miejsca na nocleg i zeszliśmy w  boczna drogę gdzie zaczął się prawdziwy survival. Na początku było nawet dość dużo śniegu ale już po kilkuset metrach śnieg zaczął znikać a pojawiła się woda(nawet po kolana) i lód.  Po  krótkim odcinku ruszyliśmy w las aby się rozwiesić.
Obóz rozwieszony to przystąpiliśmy do rozpalania ogniska co okazało się skrajnie trudne. Drewno które pozornie wydawało się suche i tak było mokre. Wilgotność powietrza też nie pomagała bo sięgała 100%. Mimo używania zapalniczki i podpałki rozpalenie zajęło nam ok godziny i ledwo udało nam się zagotować wody na herbatę i podgrzanie mięsa. Po tej batalii zjedliśmy bardzo skromny posiłek i poszliśmy do hamaków. Rano szybko zwinęliśmy obóz i by nie tracić czasu bez śniadania ruszyliśmy dalej. Poszliśmy wzdłuż Izery do schroniska Orle a następnie w kierunku cichej równi. I tam omal nie zastaliśmy rozjechani przez narciarzy, któż nie dość,że nie patrzyli jak zjeżdżają to jeszcze głupio się uśmiechali.  Na cichej równi chcieliśmy zrobić sobie  śniadanie. Ale był tam taki tłok,że postanowiliśmy ruszyć dalej do mostu na żółtym szlaku. Po kilku kilometrach doszliśmy do celu i przy moście zagotowaliśmy wodę na kuchence spirytusowej i zrobiliśmy sobie musli. Dalej żółtym szlakiem ruszyliśmy w kierunku Chatki Tomaszka gdzie planowaliśmy spędzić ostatni nocleg.  Po drodze trafialiśmy na odcinki kompletnie bez śniegu  gdzie pulki ciągnęliśmy po kamieniach i o dziwo nie zniszczyły się.
Nasz hotel na ostatnią noc.
  Po kilku takich przeprawach dotarliśmy do celu naszej wędrówki gdzie zamiast rozwieszać hamaki zresztą mój lekko się rozdarł poprzedniej nocy-dobrze,że z niego nie wypadłem! Rozwiesiliśmy trap pod którym spędziliśmy ostatni nocleg.   Na kolacje zjedliśmy kaszę i mięsko a po posiłku do śpiworka i spać bo rano trzeba było wcześnie wstać aby w miarę wcześnie dojść do auta.   Co gorsza jasak wredna mysz wlazła mi do plecaka i rozwaliła paczkę z kaszką. Przez co wszystko miałem w białym proszku;)  Rano  budyń czekoladowy z musli i przed 10 w drogę. Ostatniego dnia od razu założyliśmy plecaki by później nie tracić czasu na przepakowywanie.  Tym razem śniegu było jeszcze mniej niż dzień wcześniej a tam gdzie był  pierwszego dnia już nie było po nim śladu. Ostro dusząc do Świeradowa zeszliśmy o14 a o 14,20 już byliśmy w drodze.
Podsumowując wyjazd mogę z czystym sumieniem powiedzieć,że niema to jak namiot w warunkach zimowych. Sanki to świetny patent na odciążenie pleców tyle,że musimy w nich zamontować sztywny hol.
Buty  których będziemy używać w Bieszczadach są wyjątkowo wygodne. A kuchenka  spirytusowa nie jest aż taka zła jak myślałem z początku zagotuje wodę w 20 min.
Jeszcze miesiąc i  rusza II etap Projektu więc trzymajcie kciuki:)
Więcej zdjęć:

piątek, 20 grudnia 2013

Zegarek timex Intelligent Quartz® Altimeter.

Zdjęcie: Kilka dni temu przyszła do mnie paczka od kolejnego sponsora projektu INTO THE WILD-POLKSKA. Firma TIMEX wyposażyła  wyprawę w dwa modele Intelligent Quartz® Altimeter. 
Jest to zegarek idealny na ciężkie warunki, Wodoodporny do 100m. Masywny bo waży aż 150g. Do tego ma wysokościomierz od -120 do 7600 metrów. Po powrocie z zimowego etapu będzie obszerniejsza recenzja zegarka.

Kilka dni temu przyszła do mnie paczka od kolejnego sponsora projektu INTO THE WILD-POLKSKA. Firma TIMEX wyposażyła wyprawę w dwa modele Intelligent Quartz® Altimeter.
Jest to zegarek idealny na ciężkie warunki, Wodoodporny do 100m. Masywny bo waży aż 150g. Do tego ma wysokościomierz od -120 do 7600 metrów. Po powrocie z zimowego etapu będzie obszerniejsza recenzja zegarka.
 
 
Wyróżnione funkcje:
  • Datownik
  • Podświetlenie tarczy INDIGLO® z trybem nocnym Night-Mode
  • Precyzyjny cyfrowy sensor wysokości z analogowym wskazaniem
  • Pamięć wysokości minimalnej i maksymalnej
  • Zakres działania wysokościomierza od -120 do 7600 metrów
- See more at: http://www.timex.pl/watches/intelligent-quartz-altimeter-t2n730za#sthash.blT87TUK.dpuf
Wyróżnione funkcje:
  • Datownik
  • Podświetlenie tarczy INDIGLO® z trybem nocnym Night-Mode
  • Precyzyjny cyfrowy sensor wysokości z analogowym wskazaniem
  • Pamięć wysokości minimalnej i maksymalnej
  • Zakres działania wysokościomierza od -120 do 7600 metrów
- See more at: http://www.timex.pl/watches/intelligent-quartz-altimeter-t2n730za#sthash.blT87TUK.dpuf
 
Wyróżnione funkcje:
  • Datownik
  • Podświetlenie tarczy INDIGLO® z trybem nocnym Night-Mode
  • Precyzyjny cyfrowy sensor wysokości z analogowym wskazaniem
  • Pamięć wysokości minimalnej i maksymalnej
  • Zakres działania wysokościomierza od -120 do 7600 me
- See more at: http://www.timex.pl/watches/intelligent-quartz-altimeter-t2n730za#sthash.blT87TUK.dpuf

piątek, 13 grudnia 2013

Mgazyn sezon grudzień 2013

W aktualnym numerze (grudzień 2013) magazynu sezon można znaleźć krótką notkę dotyczącą zimowego etapu projektu  INTO THE WILD-POLSKA.
Serdecznie zapraszam do lektury.

wtorek, 10 grudnia 2013

INTO THE WILD-POLSKA ETAP 1

 Nareszcie udało mi się znaleźć trochę czasu i zrobiłem pokaz zdjęć z pierwszego etapu Projektu into the wild-Polska. Czyli wędrówki z całym dobytkiem przez 9 dni po górach izerskich. Mój plecak ważył nieco ponad 30kg i co gorsza zaczął się rozpadać już pierwszego dnia.
Więcej o pierwszym etapie możecie przeczytać tu
Zapraszam do obejrzenia zdjęć z wyjazdu.
Sponsorzy pierwszego etapu: 
Pracownia zegarmistrzowska w poznaniu na ulSzamażewskiego26
 Datalandhobby

niedziela, 17 listopada 2013

Spodnie Helikon-Tex ECWCS Pants Gen II

Jakiś czas temu doszła do mnie paczka od kolejnego sponsora projektu Into The Wild-Polska a mianowicie od Helikon-Tex a w niej spodnie ECWCS Pants Gen II.  Oczywiście za wcześnie aby opisywać ich test. Dlatego dziś suche fakty na ich temat. 

Spodnie te są robione zgodnie z amerykańskim standardem Extended Cold Weather Clothing System, czyli jest to jedna z warstw odzieży która pozwala przetrwać największe mrozy. Do tworzenia tych spodni została wykorzystana membrana Helikon-Tex® Comfort H2O Proof zapewniająca ochronę przed deszczem wiatrem zachowując świetne właściwości oddychania.
pojemna kieszeń kargo
Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to jakość wykonania i materiałów. W skrócie  można by powiedzieć perfekcja. Wszystkie szwy ładnie zakończone i podklejone. Zamki renomowanej firmy YKK a sam materiał spodni wydaje się być bardzo odporny na urazy mechaniczne.  Bardzo fajnym rozwiązaniem jest pętla przy rozporku umożliwiająca otwarcie go nawet w grubych rękawicach. Kolejną sprawą jest  szeroka listwa przy zamku w nogawce chroniąca przed przewiewaniem czy wodą. Co do tego zamka to sięga on do kolana dzięki czemu możemy założyć te spodnie nie zdejmując botów. Można go również wykorzystać do poprawienia
rozpinane nogawki
wentylacji. Rzep przy nogawce umożliwia dokładne dopasowanie szerokości nogawki do naszych potrzeb-jest wyjątkowo mocny(nie zrywa się). Również fajna sprawą jest kieszeń która nie jest kieszenią. Już wyjaśniam. Na biodrach mamy dwie kieszenie bez dna które umożliwiają nam  dostęp do spodni podstawowych.  Mamy jeszcze dwie kieszenie kargo zapinane na guzik.
 W pasie możemy je wyregulować za pomocą gumek i/lub paska.
kieszeń "bez dna"
Ogólnie rzecz biorąc jak na pierwsze wrażenie Spodnie Helikon-Tex ECWCS Pants Gen II to fajne spodnie na deszcz lub na siarczysty mrozy. Więcej konkretnych informacji i testów po zimowym wyjeździe w Bieszczady.

PS. Dotarły do mnie słuchy,że nie wszyscy umieją czytać ze zrozumieniem. Więc pod membranę trzeba włożyć jakieś spodnie polarowe lub softie.-myślałem,że to oczywiste.

wygodna pętla przy rozporku

SPECYFIKA:
  • Wodoodporność: 10000 mmOddychalność: 8000g/m2/24h
  • Regulowana talia
  • Rozpięcia na wysokości bioder (ocieplenie dłoni)
  • Dwie kieszenie udowe cargo
  • Wzmocnienia na siedzeniu i kolanach
  • Zamki boczne YKK®
  • Rozpinane, regulowane nogawki
  • Podklejane szwy
  • Rozporek zamkowy YKK®
  •  




wszystkie szwy podklejone


 

czwartek, 14 listopada 2013

Patroni projektu Into The Wild-Polska

Drugi etap projektu Into The Wild-Polska zbliża się wielkimi krokami a przygotowania do niego idą wielką parą. Przybywa coraz więcej sponsorów i patronów.  Oto oni:


Magazyn sezon 
To  jedna z najlepszych (moim zdaniem) gazet myśliwskich ale nie tylko. Jest tam mnóstwo porad myśliwskich ale i survivalowych czy typowo turystycznych. W jednym z kolejnych numerów ma się znaleźć krótka informacja o projekcie a po powrocie będzie obszerniejsza relacja wraz z fotoreportażem.

etraveler.pl
 To portal dla miłośników wypraw wszelkiego typu. Od typowych wypraw z plecakiem po ekstremalne projekty takie jak mój.
Na tym portalu  niedługo znajdzie się artykuł z przygotowań do wyjazdu a po zakończeniu wyprawy relacja z niej.







,
passion4travel.pl   
To portal  o wyprawach 4x4 i motorów enduro.  Jednym słowem mnóstwo informacji dla fanów terenówek i przygód w dziczy.






PATRONAT
  bushcraftczlowiekzbuszu.blogspot.com
To strona poświęcona szeroko pojętej turystyce kładącej nacisk na kontakt z przyrodą. 

środa, 6 listopada 2013

Piła FISKARS Xtract™

Jakiś czas temu przyszła do mnie paczka od firmy Fiskars  a w niej piła FISKARS  Xtract™.






Swego czasu opisywałem siekierę fiskars X7  i sprawdzała się ona wyśmienicie. I w wielkim skrócie można tak powiedzieć o tej pile.  Używałem naprawdę dużo najróżniejszych typów pił i różnych marek ale żadne mnie niczym specjalnym nie zaskakiwały. Cięły lepiej lub gorzej ale wszystkie były podobnej jakości. I gdy już myślałem,że nic lepszego na rynku niema zacząłem testować Piła FISKARS  Xtract™ i tu ku mojemu zdziwieniu jest gigantyczna przepaść między tą piłą i innymi. Pierwszą najważniejszą jak dla mnie jest to,że czas w jakim ona przecina belkę.  Czas ten jest o co najmniej 50% krótszy niż w innych piłach. Jest to naprawdę zaskakujący wynik, tym bardziej,że nie jest to męczące.Ręka podczas piłowania wcale nie jest jakoś nadmiernie nadwyrężana, a jeszcze dzięki dość dużym rozmiarom rękojeści 330 mm możemy obsługiwać tą piłę oburącz i swobodnie zmieniać chwyt. Rękojeść pokryta jest  tworzywem SoftGrip™, oraz ma  osłoną na palce. SoftGrip™ zapewnia pewny chwyt nawet  mokrymi czy zgrabiałymi rękami.
Nieraz w przypadku tradycyjnych pił jest problem z zabezpieczeniem ostrza tak aby podczas transportu nie zniszczyło nam szpeju. W tej pile niema takiego problemu bo ostrze jest chowane w rękojeści co świetnie zabezpiecza nasz ekwipunek jak i je same. Gdy piła jest złożona  możemy ją sobie przyczepić do szlufki za pomocą karabińczyka. Jest to bardzo fajne rozwiązanie które umożliwia nam trzymanie jej cały czas pod ręką. W przypadku przenoszenia przy plecaku karabińczyk  umożliwia nam łatwe  i pewne zabezpieczenie piły przed zgubieniem.
Specjalne uzębienie  piły ułatwia nam cięcie. Podczas piłowania  nie klinuje się a między zębami nie zbierają się trociny dzięki czemu praca nią jest dużo bardziej efektywna .  Niektóre piły mają tendencje do hałasowania podczas cięcia, natomiast  Piła FISKARS  Xtract   jest wyjątkowo cicha. Precyzja ciecia jest tak duża, że drewno po cięciu jest idealnie gładkie.
Ostrze ma długość 225mm i umożliwia cięcie belek o średnicy do 15cm(takie jak piłowałem)

Blokada ostrza jest tak mocna,że gdy pierwszy raz ją zablokowałem nie mogłem jej złożyć. Po kilkunastu minutach męczenia się z blokadą złożyłem piłę. Dzięki tak mocnej blokadzie mamy gwarancję bezpieczeństwa.
Wszystkie materiały użyte do produkcji  tej piły  są z najwyższej półki dzięki czemu posłuży ona nam przez wiele lat. FISKARS  Xtract  tworzy świetny zestaw z siekierą fiskars X7 .  
Jest tylko jedna,rzecz wspólna dla wszystkich pił tego typu. A mianowicie chodzi oto,że podczas ostrej pracy możemy wygiąć ostrze. Kilka razy mocno się wygięło, ale natychmiast wróciło do swojego  pierwotnego stanu. Co w przypadku innych pił nie jest już standardem.

SPECYFIKA:
  • Specjalne uzębienie zapewnia skuteczne cięcie gałęzi
  • Nowy, wygodny zaczep do paska
  • Pewny chwyt dzięki rączce pokrytej tworzywem SoftGrip™
  • Ergonomiczna rękojeść z osłoną na palce
  • Długość ostrza 255 mm
  • Średnica cięcia do 120 mm
  • Cięcie w jednym kierunku - do siebie

sobota, 12 października 2013

Etap zima-planowana trasa.

Zima zbliża się wielkimi krokami a z nią zimowy etap projektu. Ten etap będzie się odbywał na początku lutego 2014r. w Bieszczadach. Planowana trasa ma ok. 140km. Na pokonanie jej mamy 10dni + jeden w zapasie.
W wyjeździe będę uczestniczył ja jak i mój ojciec. Wkrótce więcej informacji
Oto planowana trasa(wstępna)

czwartek, 22 sierpnia 2013

Śpiwór Carawan ARCTIC od armyworld.pl

Właśnie przyszedł do mnie śpiwór na najcięższe mrozy który z bardzo korzystną zniżką dostałem od sponsora zimowego etapu projektu Into the wild-Polska a mianowicie od sklepu armyworld.pl. Za co bardzo serdecznie dziękuje.


Śpiwór Caravan ARCTIC pochodzi z demobilu armii duńskiej a wyprodukowany w Szwecji. Oczywiście większość ludzi jak słyszy demobil to pewnie używane. A to nieprawda a na pewno w tym przypadku. Zero śladów użytkowania, zero przykrych zapachów śpiwór jak prosto ze sklepu.
Wypełnienie śpiwora to puch dzięki czemu jest stosunkowo lekki i nie największy przy swojej temperaturze komfortowej bagatela -35C. Może na polskie warunki jest nieco za ciepły jednak mam nadzieje,że będę mógł go używać podczas jakiegoś zimowego biwaku na Syberii w przyszłości. Ale przejdźmy do sedna Dzięki temu, że jest wypełniony puchem zdolności termiczne są znacznie większe niż w przypadku syntetycznych wypełnień. Dlatego, że puch utrzymuje znacznie więcej powietrza a jak wiadomo warstwy powietrza dają najwięcej ciepła. Dzięki dość obfitej ilości puchu śpiwór jest bardzo puszysty co powinno zapewnić duży komfort snu. Dla polepszenia komfortu termicznego została zastosowana dodatkowa ocieplina w rejonie stup co jest sporym mankamentem w niektórych zimowych śpiworach(np.fjordnansen Stavanger oczywiście nie znaczy to, że jest zły tyle,że trzeba założyć grube skarpety) dodatkowo  został zastosowany kołnierz termiczny który zapobiega przed uciekaniem ciepłego powietrza. Listwa zamkowa jest osłonięta kołnierzem wypełnionym puchem oraz listwą z brezentu która zabezpiecza przed przewiewaniem przez zamek. A co do zamka jest on renomowanej firny YKK. Która jest numerem jeden na s wiecie jeśli chodzi o zamki.

Jedyny zimowy śpiwór z którym mogę go porównać to fjordnansen Stavanger którego użytkowałem dotąd.
Więc pierwsze co idzie zdecydowanie na korzyść Caravan ARCTIC to stosunek parametrów termicznych do wagi. Stavanger  komfort termiczny ma przy -7 dla mężczyzn a w przypadku kobiet -2 a waży 2,2kg a jego ekstremalna temp przy której można spać wynosi -22C. Natomiast w Caravan ARCTIC komfort jest przy-35C   przy wadze 2,5kg a jego ekstremalna temp wynosi -45C. Należy pamiętać, że każdy ma nieco inny metabolizm i komfort termiczny więc gdy ktoś jest zmarzluchem niech wybierze ten ze sklepu  http://armyworld.pl/.  Co do wymiarów śpiwór Caravan jest nieco większy niż Stavanger bez kompresji natomiast w momencie  gdy zaczynamy ściskać worek  ukazuje się dodatkowa zaleta puchu czyli kompresyjność i Caravan staje się nieco mniejszy niż Stavanger lecz niema tu wielkiej różnicy. Jednak  ma zdecydowanie lepsze parametry przez co można stwierdzić, że jest proporcjonalnie mniejszy.
Ja mam 190cm wzrostu i bez żadnych problemów mogę się cały schować w śpiworze  Caravan z czym już przy Stavangerze miałem mały problem mimo wersji XL. Więc jeśli ktoś jest wysoki z pewnością może bez obaw zaopatrzyć się w Caravan ARCTIC.
Jest jeszcze jedna rzecz którą udało mi się znaleźć na jego temat to podobno jest zabezpieczony przed  wilgocią oraz wiatrem jakimś impregnatem dzięki czemu można po prostu położyć się na karimacie pod chmurką i śnić lub patrzeć w gwiazdy.  Jednak jest to jedyna informacja na temat tego śpiwora którą znalazłem w internecie więc nie wiem na ile jest to prawda chociaż patrząc na wykonanie to jest to bardzo prawdopodobne. Dużą zaletą tego śpiwora są parametry termiczne i waga jak i cena w sklepie tylko 450zł (taki śpiwór w sklepie turystycznym kosztuje ponad 1000zł!!!). Jak na demobil to zaskakuje również kolorem bo nie widziałem jeszcze  wojskowego śpiwora niebieskiego na zewnątrz a wewnątrz czerwonego.
Trzeba pamiętać, że przy bardzo niskich temperaturach plastik staje się łamliwy a u wszystkie elementy które są w innych śpiworach z plastiku tu mamy z gumy dzięki czemu niestraszne mrozy.
Coś więcej o właściwościach  w trakcie snu będę mógł powiedzieć dopiero po zimowym sezonie. Ale myślę, że śpiwór  sprawdzi się w 100%.
PORÓWNANIE BEZ KOMPRESJI CARAVAN I STAVANGER
Zarówno śpiwór jak i sklep mogę polecić z czystym sumieniem. I nie mówię tego z powodu zobowiązań sponsorskich tylko od siebie samego. Część z was pewnie czytało recenzje kurtki smock którą kupiłem z demobilu a była nowa. No właśnie nowa i kupiłem ją w sklepie http://armyworld.pl/. W tym sklepie na pewno każdy znajdzie coś dla siebie, jest tam mnóstwo perełek chociażby takich jak ten śpiwór.  


CZŁOWIEK Z BUSZU POLECA!

wtorek, 9 lipca 2013

Into the wild-Polska etap 1 dzień po dniu

 Wakacje się zaczęły a z nimi pierwszy etap projektu Into the wild-Polska. Pewnie cześć z was jest ciekawa moich przygód w dziczy. Dlatego opiszę dokładnie dzień po dniu  z mojej eremickiej przygody.


DZIEŃ 1
Aby dojechać w Izery wybrałem kolej. I jak można było  się spodziewać PKP i tym razem nie spisało się najlepiej. Fakt że pociąg przyjechał do poznania punktualnie był co najmniej dziwny, ale do Jeleniej Góry  dojechał już z 1,5 godzinnym opóźnieniem.  W Jeleniej Górze zamiast pociągu miał być podstawiony autobus. I był ale najciekawsze było to, że nie potrzebowałem biletu. Kierowca powiedział jak mu pokazywałem bilet " to  nie na mój ale właź"  (gdybym wiedział, że tak będzie to bym go w ogóle nie kupował) nie byłem jedyną osobą która w ten sposób pojechała. Najlepiej wyszli na tym ci co  zamierzali kupić bilet u kierowcy. A co do kierowcy to naprawdę wielki podziw dla jego umiejętności siedzenia za kołkiem. Wszystkie zakręty pokonywał bardzo sprawnie(szybko i ostro) gdybym miał opisać jego styl jazdy to z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że jeździ jak rajdowiec- starym zardzewiałym  Jelczem.
 
Wysoki kamień

W Szklarskiej Porębie przepakowałem się ostatecznie i ruszyłem czerwonym szlakiem w stronę Wysokiego Kamienia. Już na podejściu coś musiało zacząć się dziać z plecakiem. ponieważ system nośny zaczął gorzej działać ale nie przejąłem się tym.  Na tym podejściu zrobiłem sobie tylko jeden postój. Myślę ze nie jest to zły wynik z racji że mój plecak ważył prawie  30kg. Na samym szczycie wysokiego kamienia jest wspaniały punkt widokowy z którego rozpościera się piękna panorama na całe Karkonosze. Następnie z wysokiego kamienia ruszyłem w stronę kopalni kwarcu, czerwonym szlakiem  Po drodze mijałem wspaniałe skałki które prosiły się o wspinaczkę po nich.Ale ja nie miałem ani sprzętu wspinaczkowego ani nie mam za dużego doświadczenia we wspinaczce skałkowej. Dochodząc do kopalni ma się przed oczami marny widok na to co jeszcze kilka lat temu było wspaniałym opuszczonym wyrobiskiem pełnym budynków z blachy czy maszyn. Teraz ostały się tylko nieliczne budynki  murowane a wszystkie elementy metalowe zostały usunięte. Mimo to z kopalni również jest wspaniały widok na Karkonosze. 

Z kopalni obrałem niebieski szlak i już cały czas nim do miejsca noclegu. A nocleg spędziłem w chatce Tomaszka. Jest to bardzo urokliwe miejsce przy samym szlaku gdzie rozpościera się wspaniały widok na skałki w Czechach.  Kolacja była bardzo smaczna, liofood i tym razem nie zawiódł.  Jak zawsze smaczne i pożywne.

W czasie przygotowywania posiłku meszki urządziły istny nalot ale jak wiadomo ogień jest wspaniałym  remedium na owady. I od razu się wyniosły. Do rozpalania każdego ogniska używałem zakupionego krótko przed wyprawą krzesiwa prymusa. Jest ono bardzo dziwne ale się sprawdza. Nocleg minął bardzo spokojnie jednak w nocy przeszła dość potężna ulewa. Gdyby nie możliwość spędzenia noclegu w chatce to na pewno cały sprzęt  by mi zamókł a to za sprawą namiotu który nie mając podłogi nie jest najlepszym wyjściem na deszczową aurę.

DZIEŃ 2
Pobudka krótko przed 8 żeby odespać całonocną podróż koleją. Nad ranem było zaledwie +5 stopni. Z chatki powędrowałem do W kierunku Izery niebieskim szlakiem a potem do mostu granicznego na Izerze. Gdzie płukałem złoto. I niestety nie wypłukałem za dużo( tylko 1 płatek złotego pyłu) ale zabawy była co niemiara.W trakcie płukania podszedł do mnie pewien miły starszy Niemiec który pytał mi się czy znalazłem jakieś samorodki. Gdy mu pokazałem ten mój okruch powiedział  jeden milion dolarów i zaczęliśmy się śmiać. Podziwiał  to co robię a gdy powiedział o tym wnukowi, młody od razu zaczął płukać złoto ręką.
 Od mostu przez schronisko Orle i potem trochę na przełaj przeszedłem na pelikana.  Przy schronisku zobaczyłem, że plecak zaczął się pruć. Trok przy komorze na śpiwór po prostu się odpruł. Nie będąc wcale przeciążonym. Pelikan to wspaniała formacja skalna przy której rozstawiłem obóz. Niestety  nie wybrałem najlepszego miejsca pod namiot. Przez większą część nocy wyjeżdżałem z namiotu. A w efekcie tego  przez całą noc przespałem tylko 4 godz. Na kolacje i tym razem było jedzenie liofilizowane. Schab w sosie koperkowym nie wyglądał zbyt apetycznie ale w smaku był całkiem przyjemny.  Zagotowanie wody poszło bardzo sprawnie a to dzięki kuchence ekspedycyjnej. I tym razem ujawniły się jej wielkie zalety: niewielka lekka a przede wszystkim umożliwia dość szybkie i 
skryte(nie dymi się) gotowanie.
 Z dziennika:
.....niebo jest niezwykle piękne, przepełnione milionami barw.


DZIEŃ 3 
Wczesna pobudka bo już o 4 rano. A o 5 już byłem w drodze. Takie wczesne marsze pozwalają odetchnąć od nieraz zatłoczonych szlaków. Tego dnia plan był następujący zdobyć skałki w Czechach.
  
Fakt, projekt jest Into the wild-Polska. Ale Izery leżą zarówno po polskiej jak i czeskiej stronie. Dlatego szkoda było by się ograniczać tylko do polskiej strony. Największą wadą szlaków w Czechach jest fakt wyasfaltowania większej części szlaków. Z samego rana przejście przez senną górską wioskę w Czechach jest wspaniałe. Naczeszcie nie całość trasy zaplanowanej na ten dzień była wyasfaltowana a pod same skałki prowadzi już ścieżka. Nieraz trzeba tam było się zdrowo wysilić aby pokonać chwilami dość ciężki odcinek. Który wiódł po potężnych głazach. Gdy już ujrzałem skałki miałem dość ale ciekawość wciągnęła mnie na jedną ze potężnych formacji skalnych.  Jednak wejście nie było takie proste zwłaszcza z ciężkim plecakiem ale zejście dopiero dało mi w kość. Ale jak to się mówi co mnie nie zabije to mnie wzmocni. A widok który się z tamtą rozpościera jest fantastyczny i  rekompensuje trudy wspinaczki.
Tego dnia aby nie palić ogniska  po stronie czeskiej użyłem do odkażenia wody tabletek. I muszę przyznać że chyba działają bo puki co nic mnie nie ruszyło. Jedyny mankament to smak i zapach wody. Gdy otworzyłem butelkę buchną mi w twarz smród basenu. Po prostu chlor. Smak  tęż jest zbliżony do tej w basenie. Jednak lepsza taka woda niż późniejsze problemy żołądkowe.

Ciekawym zjawiskiem jest fakt że na samym szczycie skałek jest maksymalny zasięg Plusa a nieraz po polskiej stronie jest problem z zasięgiem.  
Z Czech  do Polski wróciłem ta samą drogą. A nocleg znów wypadł przy chatce Tomaszka a to nie z powodu niepewnej pogody a  z faktu, że w nocy miał przyjść gospodarz tej chatki. A mianowicie mój znajomy i przyjaciel  Zbyszek, który jest człowiekiem lasu. Dlatego nocleg spędziłem w namiocie
Z dziennika:
góry wyglądają wspaniale . Dają prawdziwe poczucie wolności.....
Góry i morze mają wiele wspólnego. Dają wolność i są dzikie i niebezpieczne.  
Piękno dostępne tylko dla serca prawdziwego eremity.


DZIEŃ4

Rano była bardzo optymistycznie nastrajająca aura. I zaraz po wyjściu z namiotu słyszałem, że Zbyszek przyszedł. Dzięki temu, że nie było obawy o ekwipunek i można było go zostawić pod opieką Zbyszka. Miałem okazję do przeprowadzenia prawdziwej traperskiej przeprawy. A mianowicie trasa wzdłuż Jagnięcego potoku aż do jego ujścia do Izery.  Trasa niebyła łatwa ale bardzo ciekawa i pełna wspaniałych widoków.  Nie obyło się bez przeprawy z jednego brzegu na drugi. po drodze natknąłem się na złotonośny piach. Pech chciał, że nie wziąłem ze sobą miski do płukania. Ale jedno jest pewne, że następnym razem gdy tam będę nie zapomnę jej. Niestety nie obyło się bez zamoczenia butów. Ale nie było zimno, więc nie musiałem się martwic mokrymi stopami. A fakt, że gdy już woda się dostała do butów przestałem się przejmować czy idę po kamieniach czy brodzę w wodzie.  Dzięki temu, że mogłem iść samym korytem dostałem zaszczyt wejścia w inny magiczny świat dzikich ostępów. Taka perspektywa dała mi możliwość zobaczenia lasu z zupełnie innej perspektywy. Było to na pewno niezapomniane przeżycie. 

 Nad ujściem był nieco dłuższy popas, w miejscu w którym można było poczuć się całkowicie odosobnionym od cywilizacji. Powrót nie przysporzył żadnych trudności. Droga powrotna wiodła od ujścia Jagnięcego do Izery potem do chatki górzystszy potem żółtym szlakiem w kierunku chatki Tomaszka aż do mostku  na Wrześnicy,który jest w fatalnym stanie. Przy mostku wyprawa odbiła w prawo i już tym strumyczkiem do jagnięcego a potem pod prąd do chatki Tomaszka.   
I ten nocleg spędziłem w namiocie przy chatce Tomaszka. Piątego dnia chciałem sobie zrobić pełen luz i nigdzie się nie ruszać. Buty schły ale niewyschły a ja byłem zmuszony chodzić boso.


DZIEŃ5
Jak już pisałem zamierzałem zrobić sobie dzień odpoczynku i tak tez zrobiłem. Zwinąłem namiot i  zostałem cały dzień przy chatce. Zbyszek poszedł do Jakuszyc uzupełnić swoje zapasy. Wiele tego dnia nie robiłem ale wiele myślałem. Dlatego ten dzień opiszę notatkami z dziennika:
Padało ale się wypogodziło. Jestem sam przy chatce i mogę kontemplować piękno otaczającej mnie przyrody. 
Buty schną ale wyschnąć nie mogą. Dlatego chodzę boso. Gdy stopy dotykają ziemi czuje oddech i bicie serca natury.....
Po obmyciu się czuję się naprawdę lepiej. I odnoszę wrażenie, że ptaki zaczęły weselej śpiewać. One tez chyba cieszą się, że się wyczyściłem.....
To wspaniałe, że człowiek może się cieszyć najdrobniejszymi przyjemnościami.Jeszcze pierwszy etap się nie skończył a ja już wiem co jest niezbędne a co można zmienić, bo wędrującemu eremicie niewiele potrzeba do szczęścia. Tylko dzicz, wolność i wiedza....

Małe i gęste świerki tworzą mur trudny do przebycia ale gdy już to się uda, to wszystkie trudy zostaną wynagrodzone, pięknym dzikim zakątkiem gdzie być może jeszcze nikt nie postawił stopy....
Gdy tak siedzę przy chatce i nikt nie przechodzi czuję prawdziwą wolność która idzie w parze z samotnością.....
Czy wszyscy ludzie muszą tak pędzić za tym zepsutym nowoczesnym światem? 
Wolność i natura to wszystko czego pragnę!!! 
Potężne świerki wyglądają jak mędrcy , którzy uczą człowieka spokoju i cieszenia się z najdrobniejszych przyjemności....
Człowiek w obliczu tych majestatycznych tworów natury przemienia się z wędrowca wciąż szukającego nowych wyzwań w spokojnego lecz wciąż aktywnego eremitę którego życie jest zbliżone do życia niedźwiedzia.


Jak widzicie człowiek siedzący w samotności pośród dzikich i majestatycznych ostępów natury dostaje wiele filozoficznych myśli. Szóstego dnia  ma przyjechać ojciec i miał to być dzień w ruchy ale nie do końca.
DZIEŃ6
 Przy śniadaniu ok. 9 godz. doszedł do mnie ojciec  wraz z nowymi zapasami. Przez ostatnie 4 dni testowałem system żywieniowy który opracowałem aby maksymalnie zminimalizować wagę prowiantu.
Po śniadaniu myśleliśmy żeby gdzieś pójść ale niepewna pogoda uziemiła nas. Czyli miałem już 2 dni luzu.
Nad Czechami tworzył się potężny front burzowy dlatego postanowiliśmy spędzić nocleg w innej drewnianej chatce oddalonej od Zbyszka o jakieś 20minut drogi. Niestety w zeszłym roku tzw. para mieszana( pijaki) w czasie sezonu jagodowego urządziła sobie tam mieszkanie a dosłownie mówiąc melinę. Więc jak się możecie domyślić gdy otwarliśmy drzwi buchnął  stamtąd mało przyjemny odór,żeby nie powiedzieć smród. No i zarządziliśmy odwrót a nocleg ostatecznie spędziliśmy w namiocie przy chatce Tomaszka. 


DZIEŃ7
To już był marsz z pełnym obciążeniem. Trasa niezbyt długa ale ciekawa widokowa.  Poszliśmy od chatki w kierunku kopalni. Potem żółtym szlakiem  wróciliśmy z powrotem do chatki, gdzie rozbiliśmy namiot. W kopalni zeszliśmy na sam duł wyrobiska, gdzie widoki były wspaniałe. Patrząc na te potężne skały można było odczuć wrażenie rodem z dzikiego zachodu. Kanion z dołu był bardzo podobny do kanionu kolorado. Brakowało tylko kowbojów albo Indian.  Na dnie kanionu znalazłem tarczę strzelniczą. Odgłos strzałów w tym magicznym miejscu musiał robić wrażenie.  Na dole utworzyło się płytkie jeziorko tak do kolan.

Niestety deszcz nas zmusił do przyśpieszenia kroku i uniemożliwił zrobienie większej ilości zdjęć.  A było co fotografować. Ruszyliśmy więc na górę kanionu. A potem żółtym szlakiem. Na szczęście w niedalekiej odległości od kopalni znajduje się dość odporna na warunki pogodowe wiata(mimo to cieknie). Ale dzięki niej mogliśmy się schować od potężnej ulewy która unieruchomiła nas na co najmniej 1godz. 
Potem ruszyliśmy w drogę powrotną do chatki gdzie zamierzaliśmy spędzić nocleg. Pogoda cały dzień niebyła zbyt pewna. Dlatego nocleg przy chatce był najlepszym wyjściem.
Tego dnia bardzo intensywnie zacząłem myśleć o zakupie lekkiego namiotu w którym nie będę musiał się martwić czy pada czy nie.








DZIEŃ8
Tego dnia była piękna pogoda idealna na przeprawę wzdłuż rzeki. I tak też zrobiliśmy Zbyszek razem z nami poszedł wzdłuż kobyłki aż do Izery. Sama rzeczka nie jest jakaś specjalnie głęboka czy szeroka ale położona w bardzo malowniczej scenerii.  Sama przeprawa niebyła zbytnio trudna nawet z dużymi plecakami.

 Fakt, że w niedalekiej odległości od koryta(ok.100-200m) były torfowiska dodawał tylko uroku wędrówce.  Po drodze mijaliśmy wspaniałe miejsca pod namiot. Można by codziennie pokonywać dystanse rzędu kilkuset metrów i rozbijać nowy obóz. Kobyłka ma wiele wspaniałych plaż i piaszczystych i kamienistych. Gdzie można było spokojnie płukać złoto czy się poopalać i kąpać jak nad jeziorem. W czasie wędrówki wiele razy musieliśmy przekraczać rzekę. 
Nieraz a wiele razy musieliśmy robić sobie przeprawy z kamieni które wrzucaliśmy do wody. Aby potem po nich przejść.  Idąc tą trasą można było odczuć pełną izolacje od świata zepsutego cywilizacyjnym pędem. Po drodze mijaliśmy jedną z najlepszych ambon jakie w życiu widziałem. Można by na niej bez żadnego problemu spędzić noc a nawet kilka nocy, niestety jakaś fleja zostawiła w niej syf.

 Gdy już naszym oczom ukazał się szlak idący do schroniska Orle mnóstwo turystów którzy nas zobaczyli, patrzyli się jak by ufo zawitało. Od ujścia Kobyły do Izery poszliśmy kawałek wzdłuż Izery. Następnie szlakiem niebieskim do chatki, gdzie zrobiliśmy nieco dłuższy postój i następnie do żółtego szlaku i potem nim do mostku na Wrześnicy i kawałek  w dół rzeczki gdzie rozbiliśmy ostatni nocleg. 

Było to bardzo urokliwe i dzikie miejsce na samym cypelku rzeczki gdzie nie było widać śladu obecności człowieka. Wieczorem przy pomocy kuchenki ekspedycyjnej zrobiliśmy sobie gulasz  lyofood. Był smaczny i pożywny. 

DZIEŃ9
Dziewiąty dzień i zarazem ostatni dzień przygody w dzikich ostępach był bardzo ładny i nieco za ciepło. Zwinęliśmy obóz i ruszyliśmy w drogę powrotną. Szybko dotarliśmy do asfaltu który jest pierwszą oznaką cywilizacji i już tylko kilka godzin dzieliło mnie od cywilizacji i smrodu jaki z nią idzie.  
Cześć z was która również była odizolowana od cywilizacji  przez 9 dni wiedzą czym jest zejście z gór czy wyjście z lasu. Wszędobylski smród i pęd nie sprzyja organizmowi eremity. 
Etap pierwszy się skończył ale przygotowania do drugiego już ruszyły. 


Przez pierwsze 4 dni wędrował zemną Jakub Mańczak. Ale pogoda jak i warunki zastane na miejscu wygoniły go do domu.